sobota, 21 lutego 2015

{5} Morderca morderca morderca



" ...zawsze chciałam wiedzieć, dlaczego ludzie zabijają. Teraz już wiem, że to najpierw ich "zamordowano".
- Barbara Rosiek "Byłam schizofreniczką"

Okno w pokoju Mai jest wybite, a wszędzie dookoła leżą odłamki szkła. Pośród rozbitej szyby leży zakrwawiony nóż z przywiązaną do niego kartką. Głośno przełykam ślinę i podnoszę broń. Odczepiam karteczkę. Aby ujrzeć tekst zawarty w środku, muszę ją rozłożyć, lecz mdli mnie na widok szkarłatu plamiącego prawie cały zwitek papieru. Wiele razy w życiu widziałam krew, ale nigdy aż tak nie bałam się tego czerwonego koloru, niesamowicie dobrze znanego mojej pamięci.
Czyjeś ręce wyjmują mi kartkę z rąk, a ja stoję jak sparaliżowana i patrzę na swoje dłonie. Są czerwone. Są całe czerwone. Po nadgarstkach spływa mi rubinowa ciecz, kapiąc na ziemię i wsiąkając w jasny dywan. W moich dłoniach wciąż tkwi nóż cały zabarwiony krwią, który jeszcze bardziej brudzi moje ręce.
Z mojego gardła wydobywa się wysoki krzyk, a śliska od cieczy broń upada na podłogę, w sam środek plam. Odskakuję do tyłu i czuję jak ktoś łapie mnie za ramiona. Moja pierś szybko unosi się i opada, a ręce drżą. Zauważam, że nie ma na nich, nawet w połowie tyle krwi, ile było przed chwilą.
Wydawało mi się. To wszystko moja wyobraźnia.
- Wszystko dobrze, mia bella – uspokaja mnie Fabio. – To nie twoja krew. Wszystko dobrze.
Omal nie wybucham śmiechem. Doskonale wiem, że to nie moja krew. Nie ma pojęcia dlaczego tak zareagowałam.
Zamykam powieki i obrazy zalewają moją głowę. Człowiek błagający o litość. Nóż. Ludzie biegający dookoła. Alarm nieprzyjemnie drażniący słuch i migające światła. Wszystko to przygniata mnie swoim ciężarem i znika prawie w tym samym momencie, kiedy się pojawia. Nagle wszystko zwalnia, a ja widzę tego samego człowieka, wpadającego na ścianę i rozpaczliwie proszącego o łaskę. Nie ma dokąd uciec. Przed sobą widzę dłonie o smukłych, długich palcach wprawnie trzymających nóż. Zbliżają się coraz bardziej, a gdy po twarzy mężczyzny zaczynają płynąć łzy, napastnik szybkim ruchem wbija nóż w brzuch nieznajomego, aż po samą rękojeść. Przekręca ostrze, aby upewnić się, że mężczyzna nie żyje, po czym brutalnie je wyszarpuje. Ofiara upada, w kałużę swojej własnej krwi.
Otwieram oczy.                          
I ja też upadam.
- Mia bella! – Krzyczy chłopak i rzuca się ku mojemu skulonemu na dywanie ciału.
Cała się trzęsę, a moje zęby nieznośnie szczękają. Morderca morderca morderca.
- Mer! – potrząsa mną.
Gwałtownie nabieram powietrza i podrywam się na nogi. Udaje mi się zrobić tylko kilka kroków i znów przewracam się do tyłu.
Fabio podchodzi do mnie, aby mi pomóc, a ja odsuwam się pod samą ścianę.
- Odejdź – chrypię.
Chłopak zatrzymuje się w pół kroku i spogląda na mnie.
- Mer…
- Odejdź – powtarzam pewniej. Zapomniałam już jak melodyjny i dziewczęcy jest mój głos. Brzmiał bardziej, jakbym była przestraszona niż jakbym mu groziła.
Mimo wszystko Fabio przybliża się jeszcze bardziej.
- Nie podchodź do mnie! – krzyczę, ale on nadal mnie ignoruje i zamiast tego bierze mnie w ramiona. – Puść mnie! – szamoczę się w jego objęciach, ale po chwili się poddaję, czując, że on mnie nie puści. – Nie dotykaj mnie, proszę – szepczę.
Przez chwilę stoimy w ciszy, a ja zauważam, że Maia przygląda nam się z zainteresowaniem.
- Boże, jest taki piękny – mamrocze Fabio w moje włosy.
- C… Co? – dziwię się. On musi dalej mnie przytulać mnie puścić. Nie chcę, aby obejmował mnie za morderstwo; za takie rzeczy nie dostaje się nagród.
Chłopak wzdycha głośno i zakręca sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
- Twój głos – odpowiada z rozmarzeniem, patrząc na moje usta. – Jest cudowny.
Wybucham zduszonym śmiechem, rozbawiona niedorzecznością całej sytuacji.
- Co? – pyta, Fabio, powstrzymując uśmiech.
Kręcę głową i próbuję przestać się głupkowato uśmiechać. Nie wychodzi mi to, ponieważ udało mi się coś powiedzieć, mimo wszystkich ich złudnych zapewnień, dalej mogę mówić.
Przypominam sobie, kiedy pochylali się nade mną i mówili, a blade światło z pojedynczej żarówki na suficie zmuszało moje oczy do zamknięcia, abym nie widziała ich twarzy. Pamiętam, jak zapewniali, że mowa już nigdy nie będzie mi potrzebna, kiedy trafię do świata zmarłych. W tym samym momencie otworzyłam lekko oczy i przede mną błysnęło srebrne ostrze jakiegoś narzędzia. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk…
Otrząsam się z niemiłych wspomnień i od razu poważnieję. Spoglądam na zamyśloną minę chłopaka, bawiącego się zakrwawionym zwitkiem papieru. Wysuwam się z jego objęć.
- Kartka – mówię.
Fabio błyskawicznie rozkłada papier i przez chwilę przygląda się wyrazom. Marszczy brwi, koncentrując się na nabazgranych tam wyrazach.
- Co jest tam napisane? – Maia piszczy z przejęciem.
Chłopak wzdycha. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili kręci głową i podaje wiadomość mi.
- "Wiemy, że tu jesteście, Wybrańcy. Nie ukryjecie się przed nami." – czytam z lekkim wahaniem. – Co to oznacza? – rozglądam się po moich towarzyszach.
- Nie mam zielonego pojęcia. – Maja splata ręce na piersi, mówiąc obojętnym tonem. – Ale pomysł z nożem był bardzo oryginalny – uśmiecha się. – Nie wiem tylko, czy przewidzieli twoją reakcję, czy po prostu im się poszczęściło.
Posyłam jej mordercze spojrzenie, ale ona mnie ignoruje.
- No i wiemy, że musimy się stąd wynosić w cholerę – podsumowuje dziewczynka, a ja unoszę brwi, gdy przeklina. – Nie patrz tak na mnie, tylko się skup – karci mnie.
Przewracam oczami i rzucam spojrzenie na zamyślonego Fabio. Ciekawi mnie o czym tak duma.
- Dziwi mnie ich lekkomyślność – wyznaję.- Gdyby naprawdę mocno im na nas zależało, nie mówiliby nam, że idą. To nie miałoby sensu. – Marszczę brwi, gdy dociera do mnie absurdalność sytuacji.
- Masz rację – odzywa się chłopak. – Ale co jeśli oni zrobili to, żeby nas nastraszyć, a w rzeczywistości liczą na to, że nas stąd wykurzą?
Ups, o tym nie pomyślałam.
Krążę nerwowo po pokoju, zastanawiając się, co moglibyśmy zrobić.
Jeśli  Łowcy rzeczywiście czekają na zewnątrz, to nie ma znaczenia, czy wyjdziemy czy nie. Równie dobrze mogą nas dopaść w środku, jak i na zewnątrz. Ale jeśli ich tu nie ma i mają zamiar przyjść tu kiedy indziej, to ucieczka wydaje się lepszym pomysłem niż czekanie na jakiś cud. A poza tym wydaje się najbezpieczniejsza.
Przystaję i widzę, że przyjaciele gapią się na mnie, jakbym to ja miała rozstrzygnąć, co zrobimy. Spuszczam wzrok, nerwowo skubiąc skrawek t-shirtu.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać – mówię cicho. – Mieszkam tu od trzech lat i zdążyłam pokochać to miejsce. Jest dla mnie domem. – Unoszę oczy, obserwując ich reakcję. Stoją, przyglądając mi się z napięciem i współczuciem, a Fabio nerwowo przygryza wargę. – Ale musimy uciekać. Nie możemy tu zostać, tylko ze względu na moje głupie przywiązanie.
Maia przewraca oczami, ale kiwa głową. Fabio podchodzi do mnie i przyjacielsko obejmuje ramieniem.
- Cieszę się, że się dla nas poświęcasz – szepcze mi do ucha, a robię zirytowaną minę. Nie mam zamiaru się dla niego poświęcać, po prostu ratuję własny tyłek. – To kiedy się wyprowadzamy? – pyta głośniej.
- Teraz.
Dziesięciolatka szeroko otwiera oczy, lecz nic nie mówi. Bierze do ręki swojego misia, którego jej podarowałam i staje gotowa przy drzwiach. Posyłam jej ciepły uśmiech.
- W sumie tylko ty musisz się spakować. – Chłopak zarzuca na ramię worek marynarski i uśmiecha się szeroko. Ma rację. Tylko ja nie jestem gotowa.
Szybkim krokiem wchodzę do pokoju i wrzucam do plecaka kilka najważniejszych rzeczy – mój notatnik, długopis, jakieś ubrania. Po chwili namysłu dorzucam do tego wszystkiego wisiorek, który dostałam od przyjaciółki, zanim zabrali ją, tak samo jak mnie później.
Przesuwam palcem bo miedzianym ptaku z rozłożonymi skrzydłami, jakby ktoś uwiecznił go na tej błyskotce, spoglądając na niebo i zatrzymując go w locie na wieczność. Każda jego część wydaje się tak delikatna i krucha, jakby miała się rozpaść w mojej dłoni. Cienki łańcuszek przelatuje mi przez palce, kiedy lekko poruszam ręką. Zawsze kiedy jest mi smutno, wyjmuję ten wisiorek i przyglądam się tak długo aż mi przejdzie; nie wiem co bym bez niego zrobiła. Nie mogę go tu zostawić.
Ostatni raz rozglądam się po pokoju i kiedy go przeszukuję, moje oczy natrafiają na zeszyt Fabio. Musiał go tu zostawić, po naszej ostatniej rozmowie, brutalnie przerwanej przez Maię. Uśmiecham się pod nosem i podnoszę go z podłogi, wychodząc z pomieszczenia. Jeszcze nam się przyda.
Rzucam mojemu mieszkaniu ostatnie spojrzenie przez ramię, po czym zamykam drzwi, bezgłośnie szepcząc słowa pożegnania. Naprawdę będę za nim tęsknić. Biorę głęboki wdech. Czas, aby ponownie zacząć uciekać.

------------------------------------------------
Wiem, trochę mnie poniosło w tym rozdziale i przez to Mer wyszła na całkowitą psychopatkę :') Ale spójrzcie na to z innej strony... Mercedes wreszcie zaczęła mówić!
Początkowo chciałam spełnić Wasze marzenia i jej pierwsze słowa miały być słowami "Kocham cię" skierowanymi do Fabio, ale potem tak jakoś wyszło, że zaczęła gadać tutaj XD
Chociaż może jeszcze spełnię Wasze marzenia o big love z Fabio... 
Ups... spoiler? XD
Czekam na Wasze komentarze i naprawdę dziękuję za te pod poprzednim postem :* Jesteście cudowni i nie wiem co bym zrobiła gdyby nie Wy <3
PS Założyłam twittera (wreszcie ^^) Tam też możecie się ze mna kontaktować lub mnie obserwować ;) Za każdą obserwację się odwdzięczam <3 >>>>>> @Snoopyjul
PS#2  Zaczęłam pisać moje ff o Ashtonie Irwinie na wattpadzie :3 >>>>> Headscarf love || A. Irwin
A oprócz tego zaczęłam, również na wattpadzie, nowe opowiadanie fantasy, tym razem (moje pierwsze) w narracji trzecioosobowej ^^ >>>>> The lethal love
Mam nadzieję, że zajrzycie na oba :* 

Kocham Was, wiecie o tym ? <3 <3 <3

środa, 11 lutego 2015

{4} Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią.



Rozdział 4
Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią.

" Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać..."
- Carlos Ruiz Zafón "Cień wiatru"

Stajemy w progu pokoju równoległego z moim. Na ścianie naprzeciwko nas znajdują się ogromne okna z widokiem na morze, którego fale obijają się o brzeg, wzburzając białe fale. Po prawej stronie stoi wielkie dwuosobowe łoże, takie samo jak w moim pokoju.  Ściany pomieszczenia pomalowane są na ten sam beżowy kolor, co cały hotel, a na suficie wisi żyrandol podobny do tego w jadalni. W całym pokoju stoją dwie szafy, w których goście mogą schować ubrania, a w lewej ścianie znajdują się drzwi odchodzące do luksusowej łazienki. Ogółem wszystko jest lustrzanym odbiciem mojego mieszkania.
Spoglądam na moich towarzyszy, również studiujących wystrój. Na szczęście Maia nadal nie zapytała, dlaczego nic nie mówię, a jeśli zapyta mogę mieć tylko nadzieję, że Fabio się za mną wstawi.
- Mi to nie wygląda na "wybieranie" pokoju – skarży się dziewczynka. – Daliście mi ten, bez możliwości wyboru, ponieważ uważacie, że jestem "zbyt mała" na mieszkanie dalej. A to wcale nie jest prawda. Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią. – buntowniczo splata ramiona i unosi podbródek, nie dając za wygraną. Nie mieści mi się w głowie, jak taka urocza dziewczynka może mieć, tak niewyparzony język.
Wzdycham, delikatnie ujmując jej rączkę i ciągnę ją w głąb pokoju. Musi tu zamieszkać, bo to jedyny sposób, żeby uciec razem z nią, jeśli ktoś zapuści się do tego budynku, co zdarzało się już nie raz. Maia bez słowa skargi rusza za mną i razem siadamy na łóżku. Spoglądam na Fabio, który w mig pojmuje, o co mi chodzi.
- Posłuchaj, principessa – klęka przed nią i studiuje jej twarz, jakby chciał z niej zerwać tą maskę arogancji, którą zasłania się dziewczynka. – Musisz tu mieszkać, bo musimy być wszyscy razem. Żadne z nas nie wybierało pokoju. – tłumaczy. – No, dobra. Większość z nas – mówi zerkając na mnie, a moje usta wykrzywiają się w niewielkim triumfalnym uśmiechu.
Maia patrzy na przemian, to na mnie to na Fabio. Po chwili robi naburmuszoną minę.
- Niech Wam będzie. To jest teraz mój pokój.
Chłopak uśmiecha się i wstaje, strzepując z dżinsów nieistniejący pyłek.
- Świetnie.
Posyłam dziewczynce ostatni uśmiech i wstaję. We dwoje kierujemy się do drzwi, pozostawiając dziesięciolatkę samą w tym ogromnym ciemnym pokoju.
- Mer? – odzywa się za mną cichy głosik.
Przystaję na chwilę, po czym odwracam się z pytaniem wypisanym na twarzy. Maia stoi kilka kroków ode mnie i gapi się w dywan. Nawet stąd widzę, że boi się zadać dręczące ją pytanie.
- Co chciałaś, principessa? – Fabio pojawia się obok mnie.
- Czy… - mała podnosi wzrok i przygląda się mi. – Czy jest tu coś, czym mogłabym się zająć? – wierci butem dziurę w dywanie. – Jakieś zabawki?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem wychodzę z pomieszczenia. Wchodzę do mojego pokoju i rozglądam się chwilę. Kiedyś znalazłam kilka maskotek, przeszukując pokoje obok. Muszą gdzieś tu być. W przebłysku geniuszu, podchodzę do szafy na ubrania i zaglądam na najwyższą półkę. Są. Dwa duże misie – jeden brązowy, a drugi różowy, gapiące się na mnie swoimi czarnymi błyszczącymi oczkami. Uśmiecham się szeroko, wyjmując je z szafy. Maia będzie zachwycona.
Stoję przez chwilę i wpatruję się w szafkę nocną, gdzie schowałam mój zeszyt. Tak bardzo chciałabym teraz krzyknąć do Fabio i dziewczynki, żeby tu przybiegli; podzielić się z nimi moimi wszystkimi odkryciami; powiedzieć gdzie mogą się ukryć; pomóc im. Naprawdę tego chcę. Ale nie mogę, nie mogę im pomóc, przez to co oni mi zrobili. Boję się, co może wypłynąć z moich ust, kiedy się odezwę, a wszystko przez ich głupie eksperymenty.
Wymierzam szafie sfrustrowanego kopniaka i opadam na kolana. Boże, jak ja chciałabym się cofnąć w czasie, żeby to wszystko naprawić. Czuję jak w moich oczach zbierają się łzy; pozwalam im swobodnie spłynąć po policzkach. Mam nadzieję, że jeśli pozwolę im tak płynąć beż końca, to utopię się w nich i nie będę już musiała znosić, tego, że wszystkich zawiodłam.
Spoglądam na misie, na ich uśmiechnięte twarze, które niejednokrotnie pocieszały dzieci i pomagały im w najgorszych momentach; na ich pluszowe łapki, które z czułością obejmowały maluchy, bezgłośnie powtarzając im, że będzie dobrze, żeby przestały płakać.
Nigdy nie miałam misia.
Nikt mnie nigdy nie pocieszał. Nikt nigdy nie powiedział, że mnie kocha, że wszystko będzie dobrze. Najlepsze słowa, które usłyszałam od matki, i które sprawiły mi niewysłowioną radość to były słowa: "Nie boję się ciebie." To był jedyny raz, kiedy ktoś mi to powiedział. Jedyny i ostatni.
Podnoszę głowę, kiedy ktoś wchodzi do pokoju. W drzwiach stoi Fabio, opierając się niedbale o framugę z lekko poirytowanym wyrazem twarzy. Szybko pociągam nosem, aby nie zauważył, że płakałam i wycieram oczy.
- Znalazłaś coś? – pyta. – Mam nadzieję, że tak, bo nie wytrzymam z ta małą ani chwili dłużej.
Wyciągam do niego ręce, podając mu zabawki. Ciekawi mnie, co Maia z nimi zrobi, ale nie mam zamiaru prosić Fabio, żeby ją o to spytał. To jej sprawa.
Chłopak uśmiecha się szeroko i podchodzi do mnie. Modlę się duchu, żeby nie zauważył moich łez, wciąż bez ustanku płynących mi po twarzy. Odwracam głowę, kiedy Fabio znajduje się tuż przy mnie i wpatruję się w ścianę.
Nie patrz na niego, nie patrz na niego, nie patrz na niego.
Słyszę, jak powoli się odwraca, ale nagle zatrzymuje.
- Mer?
Cholera.
Delikatnie kiwam głową, na znak, że słyszałam.
- Wszystko w porządku? – pyta z troską w głosie.
Nie, nic nie jest w porządku. Moi rodzice nie żyją, Łowcy kręcą się po ulicach, a ja nie mogę mówić. Na pewno nie jest w porządku.
Mimo to, kiwam głową.
- Mercedes – mówi ostrzej, a ja zaskoczona odwracam głowę, by na niego spojrzeć.
Wpadłam.
Z powrotem chcę osłonić twarz, ale on łapie mnie mocno za podbródek i taksuje moją twarz od góry do dołu. Pociągam nosem i prostuję plecy, aby wyglądać dumniej.
Jestem żałosna.
- Płakałaś – stwierdza Fabio, a ja przewracam oczami. Punkty za spostrzegawczość.
Odsuwam się od niego i pokazuję podbródkiem, aby zaniósł maskotki dziesięciolatce. Kiwa głową, ale gdy staje w drzwiach, spogląda na mnie, pokazując na mnie palcem.
- Ani mi się rusz. Nie wymigasz się.
Uśmiecham się. Siadam na łóżku i przyglądam się swoim smukłym dłoniom o długich palcach. Jestem ciekawa, czy mogłabym być artystką, gdybym nie była Wybrańcem. Od dziecka uwielbiałam malować, ale nigdy nie było mi dane się wykazać, gdyż zabrano mi kredki w wieku ośmiu lat.
Wzdycham i opadam na poduszki. Nie ma sensu pogrążać się w marzeniach, to niemożliwe, aby spełniły się w tych okolicznościach.
- A więc, co się stało?
Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak przyszedł, więc gdy się odzywa, szeroko otwieram oczy i podskakuję, o mało nie spadając z łóżka. Piorunuję Fabio wzrokiem i siadam naprzeciwko niego. W rękach trzyma zeszyt i ołówek, te same, na których napisałam mu, że wiem kim jest. Głośno wypuszczam powietrze i biorę od niego przedmioty. Po chwili namysłu zaczynam pisać. Oddaję mu z uśmiechem zeszyt.
Zerka na kartkę, na której starannie zanotowałam trzy słowa: Nie twoja sprawa.
- Ha, ha, ha – jego głos ocieka sarkazmem, którego w życiu bym się po nim nie spodziewała. – A teraz na serio. Dlaczego płakałaś?
Wzdycham i wyrywam mu zeszyt.
Nie wolno?
- Nie, jeśli mi nie wytłumaczysz – obrusza się. - Przecież nic o tobie nie wiem; nie mogę nawet podejrzewać co było powodem.
Każdy ma swoje sekrety.
- Mer, ja chcę ci pomóc. Dlaczego mi nie powiesz? Przecież wiesz, że nikomu nie pisnę ani słowa, a żeby naprawdę cię pocieszyć potrzebuję znać choć powód twojego smutku. – Niemalże rozpadam się na kawałki, gdy patrzy na mnie tym smutnym i błagalnym wzrokiem jak na bliską mu osobę, o którą się martwi. Jestem niesamowicie bliska wyznania mu prawdy. – Daj sobie pomóc.
A jeśli ja nie chcę pomocy? Jeśli nie chcę się tym z nikim dzielić i chcę zachować to dla siebie? Co jeśli odwrócisz się, wtedy ode mnie lub stwierdzisz, że nie umiesz mi pomóc, co jest bardzo prawdopodobne, i wrócimy do punktu wyjścia? Nie chcę tego, Fabio. Jest mi dobrze, tak jak jest teraz.
Fabio pociera czoło dłonią i wpatruje się we mnie.
- Ty naprawdę nie masz zamiaru mi tego powiedzieć, prawda? – pyta z lekkim uśmiechem na twarzy.
Nareszcie zrozumiałeś.
- Dobrze – ulega. – Ale daj mi poprawić ci humor, nawet jeśli nie wiem o co chodzi, zgoda? – rozkłada ramiona, prosząc bez słów, abym się w niego wtuliła.
Jeszcze nikt nigdy nie chciał, abym go przytuliła albo chociażby dotknęła.
Zastygam w bezruchu, oszołomiona jego gestem. On nie chce mnie przytulić, przecież ledwo mnie zna; nie chce mnie pocieszyć, po prostu przeszkadza mu mój płacz; nie lubi mnie, jest zmuszony ze mną mieszkać, powtarzam w myślach.
A jednak na jego twarzy maluje się autentyczna troska, i to nie pierwszy raz; jego ramiona naprawdę czekają, aż będą mogły delikatnie otulić moje ciało.              On naprawdę mnie lubi.
Rzucam mu się na szyję, przewracając go na plecy, tak, że on leży pode mną. Chcę się odsunąć, zażenowana całą sytuacją, lecz on bez słowa oplata mnie rękami i nie wypuszcza. Na powrót wtulam się w jego szyję, a on delikatnie siada, sadzając mnie na swoich kolanach.
- Lepiej? – szepcze mi do ucha.                              
Kiwam głową i uśmiecham się do siebie.
- To dobrze.
Biorę głęboki wdech. Pachnie potem, tak samo jak moje ubrania, ale czuję też coś słodkiego, coś czego nie potrafię nazwać. Pierwszy raz w życiu czułam, że ktoś się o mnie troszczy i że choć trochę obchodzi go moje samopoczucie. Przylgnęłam do niego mocniej, a on delikatnie pocałował mnie w czubek głowy.
- Fabioooooo! – drzwi do pokoju otwierają się hukiem, a do środka wpada Maia.
Oboje podskakujemy, przestraszeni jej wrzaskiem. Spadam z kolan chłopaka, boleśnie uderzając o podłogę. Jęczę i chwytam rękę, którą on wyciągnął mi na pomoc.
- Nic ci nie jest? – mówi cicho, wciąż trzymając mnie za rękę.
Kiwam głową i spoglądam na dziewczynkę, która dzikim wzrokiem studiuje pokój. Wygląda na niesamowicie przestraszoną – jej włosy są poczochrane, a oczy szeroko otwarte.
- F… Fabio – duka i przenosi swoją uwagę na mnie. – Mer.
Przyglądam się jej, a kiedy w jej oczach pojawiają się łzy, szybkim krokiem podchodzę do niej i obejmuję.
- Co się stało? – pyta mój przyjaciel i staje obok nas.
- O… Okno.
Zostaję z Maią, a chłopak biegnie do pokoju, lecz wraca po kilku sekundach ze zdumieniem na twarzy.
- Mercedes – mówi. – Powinnaś to zobaczyć.

---------------------------------------------------------
Woah! Nareszcie spięłam dupę i coś wstawiłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo :D Moje lenistwo nie zna granic - rozdział napisałam jakieś trzy tygodnie temu, a Was męczę i każe czekać :D Buahahahaha Okrutna ja XD
UWAGA! Kochani, mam nowe postanowienie! Rozdziały będę wstawiać, dopiero gdy pod ostatnim postem pojawi się co najmniej 5 komentarzy, nie wliczając w to moich odpowiedzi :) Liczę na Was, a z czasem limit zacznie się powiększać :* 
A skoro już tu jestem to zapraszam wszystkich fanów lub nawet nie fanów 5 Seconds of summer na moje fanfiction o Ashtonie Irwinie <3 Wierzę w Was, że tam również pozostawicie po sobie ślad :D  
♥♥♥ Czekam na jakiekolwiek ślady Waszej obecności ^^ ♥♥♥