Rozdział 4
Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo
oni tylko kłamią.
"
Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za
to jest ich bez liku, żeby kłamać..."
- Carlos
Ruiz Zafón "Cień wiatru"
Stajemy w progu pokoju równoległego z moim. Na
ścianie naprzeciwko nas znajdują się ogromne okna z widokiem na morze, którego
fale obijają się o brzeg, wzburzając białe fale. Po prawej stronie stoi wielkie
dwuosobowe łoże, takie samo jak w moim pokoju.
Ściany pomieszczenia pomalowane są na ten sam beżowy kolor, co cały
hotel, a na suficie wisi żyrandol podobny do tego w jadalni. W całym pokoju
stoją dwie szafy, w których goście mogą schować ubrania, a w lewej ścianie
znajdują się drzwi odchodzące do luksusowej łazienki. Ogółem wszystko jest
lustrzanym odbiciem mojego mieszkania.
Spoglądam na moich towarzyszy, również
studiujących wystrój. Na szczęście Maia nadal nie zapytała, dlaczego nic nie
mówię, a jeśli zapyta mogę mieć tylko nadzieję, że Fabio się za mną wstawi.
- Mi to nie wygląda na "wybieranie"
pokoju – skarży się dziewczynka. – Daliście mi ten, bez możliwości wyboru,
ponieważ uważacie, że jestem "zbyt mała" na mieszkanie dalej. A to
wcale nie jest prawda. Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko
kłamią. – buntowniczo splata ramiona i unosi podbródek, nie dając za wygraną.
Nie mieści mi się w głowie, jak taka urocza dziewczynka może mieć, tak
niewyparzony język.
Wzdycham, delikatnie ujmując jej rączkę i
ciągnę ją w głąb pokoju. Musi tu zamieszkać, bo to jedyny sposób, żeby uciec
razem z nią, jeśli ktoś zapuści się do tego budynku, co zdarzało się już nie
raz. Maia bez słowa skargi rusza za mną i razem siadamy na łóżku. Spoglądam na
Fabio, który w mig pojmuje, o co mi chodzi.
- Posłuchaj, principessa – klęka przed nią i studiuje jej twarz, jakby chciał z
niej zerwać tą maskę arogancji, którą zasłania się dziewczynka. – Musisz tu
mieszkać, bo musimy być wszyscy razem. Żadne z nas nie wybierało pokoju. –
tłumaczy. – No, dobra. Większość z nas – mówi zerkając na mnie, a moje usta
wykrzywiają się w niewielkim triumfalnym uśmiechu.
Maia patrzy na przemian, to na mnie to na
Fabio. Po chwili robi naburmuszoną minę.
- Niech Wam będzie. To jest teraz mój pokój.
Chłopak uśmiecha się i wstaje, strzepując z
dżinsów nieistniejący pyłek.
- Świetnie.
Posyłam dziewczynce ostatni uśmiech i wstaję.
We dwoje kierujemy się do drzwi, pozostawiając dziesięciolatkę samą w tym
ogromnym ciemnym pokoju.
- Mer? – odzywa się za mną cichy głosik.
Przystaję na chwilę, po czym odwracam się z
pytaniem wypisanym na twarzy. Maia stoi kilka kroków ode mnie i gapi się w
dywan. Nawet stąd widzę, że boi się zadać dręczące ją pytanie.
- Co chciałaś, principessa? – Fabio pojawia się obok mnie.
- Czy… - mała podnosi wzrok i przygląda się
mi. – Czy jest tu coś, czym mogłabym się zająć? – wierci butem dziurę w
dywanie. – Jakieś zabawki?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem wychodzę
z pomieszczenia. Wchodzę do mojego pokoju i rozglądam się chwilę. Kiedyś
znalazłam kilka maskotek, przeszukując pokoje obok. Muszą gdzieś tu być. W
przebłysku geniuszu, podchodzę do szafy na ubrania i zaglądam na najwyższą
półkę. Są. Dwa duże misie – jeden brązowy, a drugi różowy, gapiące się na mnie
swoimi czarnymi błyszczącymi oczkami. Uśmiecham się szeroko, wyjmując je z
szafy. Maia będzie zachwycona.
Stoję przez chwilę i wpatruję się w szafkę
nocną, gdzie schowałam mój zeszyt. Tak bardzo chciałabym teraz krzyknąć do
Fabio i dziewczynki, żeby tu przybiegli; podzielić się z nimi moimi wszystkimi
odkryciami; powiedzieć gdzie mogą się ukryć; pomóc im. Naprawdę tego chcę. Ale
nie mogę, nie mogę im pomóc, przez to co oni
mi zrobili. Boję się, co może wypłynąć z moich ust, kiedy się odezwę, a
wszystko przez ich głupie eksperymenty.
Wymierzam szafie sfrustrowanego kopniaka i
opadam na kolana. Boże, jak ja chciałabym
się cofnąć w czasie, żeby to wszystko naprawić. Czuję jak w moich oczach
zbierają się łzy; pozwalam im swobodnie spłynąć po policzkach. Mam nadzieję, że
jeśli pozwolę im tak płynąć beż końca, to utopię się w nich i nie będę już
musiała znosić, tego, że wszystkich zawiodłam.
Spoglądam na misie, na ich uśmiechnięte
twarze, które niejednokrotnie pocieszały dzieci i pomagały im w najgorszych
momentach; na ich pluszowe łapki, które z czułością obejmowały maluchy,
bezgłośnie powtarzając im, że będzie dobrze, żeby przestały płakać.
Nigdy nie miałam misia.
Nikt mnie nigdy nie pocieszał. Nikt nigdy nie
powiedział, że mnie kocha, że wszystko będzie dobrze. Najlepsze słowa, które
usłyszałam od matki, i które sprawiły mi niewysłowioną radość to były słowa:
"Nie boję się ciebie." To był jedyny raz, kiedy ktoś mi to
powiedział. Jedyny i ostatni.
Podnoszę głowę, kiedy ktoś wchodzi do pokoju.
W drzwiach stoi Fabio, opierając się niedbale o framugę z lekko poirytowanym
wyrazem twarzy. Szybko pociągam nosem, aby nie zauważył, że płakałam i wycieram
oczy.
- Znalazłaś coś? – pyta. – Mam nadzieję, że
tak, bo nie wytrzymam z ta małą ani chwili dłużej.
Wyciągam do niego ręce, podając mu zabawki.
Ciekawi mnie, co Maia z nimi zrobi, ale nie mam zamiaru prosić Fabio, żeby ją o
to spytał. To jej sprawa.
Chłopak uśmiecha się szeroko i podchodzi do
mnie. Modlę się duchu, żeby nie zauważył moich łez, wciąż bez ustanku płynących
mi po twarzy. Odwracam głowę, kiedy Fabio znajduje się tuż przy mnie i wpatruję
się w ścianę.
Nie patrz
na niego, nie patrz na niego, nie patrz na niego.
Słyszę, jak powoli się odwraca, ale nagle
zatrzymuje.
- Mer?
Cholera.
Delikatnie kiwam głową, na znak, że słyszałam.
- Wszystko w porządku? – pyta z troską w
głosie.
Nie, nic
nie jest w porządku. Moi rodzice nie żyją, Łowcy kręcą się po ulicach, a ja nie
mogę mówić. Na pewno nie jest w porządku.
Mimo to, kiwam głową.
- Mercedes – mówi ostrzej, a ja zaskoczona
odwracam głowę, by na niego spojrzeć.
Wpadłam.
Z powrotem chcę osłonić twarz, ale on łapie
mnie mocno za podbródek i taksuje moją twarz od góry do dołu. Pociągam nosem i
prostuję plecy, aby wyglądać dumniej.
Jestem żałosna.
- Płakałaś – stwierdza Fabio, a ja przewracam
oczami. Punkty za spostrzegawczość.
Odsuwam się od niego i pokazuję podbródkiem,
aby zaniósł maskotki dziesięciolatce. Kiwa głową, ale gdy staje w drzwiach,
spogląda na mnie, pokazując na mnie palcem.
- Ani mi się rusz. Nie wymigasz się.
Uśmiecham się. Siadam na łóżku i przyglądam
się swoim smukłym dłoniom o długich palcach. Jestem ciekawa, czy mogłabym być
artystką, gdybym nie była Wybrańcem. Od dziecka uwielbiałam malować, ale nigdy
nie było mi dane się wykazać, gdyż zabrano mi kredki w wieku ośmiu lat.
Wzdycham i opadam na poduszki. Nie ma sensu
pogrążać się w marzeniach, to niemożliwe, aby spełniły się w tych
okolicznościach.
- A więc, co się stało?
Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak przyszedł,
więc gdy się odzywa, szeroko otwieram oczy i podskakuję, o mało nie spadając z
łóżka. Piorunuję Fabio wzrokiem i siadam naprzeciwko niego. W rękach trzyma
zeszyt i ołówek, te same, na których napisałam mu, że wiem kim jest. Głośno
wypuszczam powietrze i biorę od niego przedmioty. Po chwili namysłu zaczynam
pisać. Oddaję mu z uśmiechem zeszyt.
Zerka na kartkę, na której starannie
zanotowałam trzy słowa: Nie twoja
sprawa.
- Ha, ha, ha – jego głos ocieka sarkazmem,
którego w życiu bym się po nim nie spodziewała. – A teraz na serio. Dlaczego
płakałaś?
Wzdycham i wyrywam mu zeszyt.
Nie wolno?
- Nie, jeśli mi nie wytłumaczysz – obrusza
się. - Przecież nic o tobie nie wiem; nie mogę nawet podejrzewać co było
powodem.
Każdy ma swoje sekrety.
- Mer, ja chcę ci pomóc. Dlaczego mi nie
powiesz? Przecież wiesz, że nikomu nie pisnę ani słowa, a żeby naprawdę cię
pocieszyć potrzebuję znać choć powód twojego smutku. – Niemalże rozpadam się na
kawałki, gdy patrzy na mnie tym smutnym i błagalnym wzrokiem jak na bliską mu
osobę, o którą się martwi. Jestem niesamowicie bliska wyznania mu prawdy. – Daj
sobie pomóc.
A jeśli ja nie chcę pomocy? Jeśli nie chcę się tym z nikim dzielić i chcę zachować to dla siebie? Co jeśli odwrócisz się, wtedy ode mnie lub stwierdzisz, że nie umiesz mi pomóc, co jest bardzo prawdopodobne, i wrócimy do
punktu wyjścia? Nie chcę tego, Fabio. Jest mi dobrze, tak jak jest teraz.
Fabio pociera czoło dłonią i wpatruje się we
mnie.
- Ty naprawdę nie masz zamiaru mi tego
powiedzieć, prawda? – pyta z lekkim uśmiechem na twarzy.
Nareszcie
zrozumiałeś.
- Dobrze – ulega. – Ale daj mi
poprawić ci humor, nawet jeśli nie wiem o co chodzi, zgoda? – rozkłada ramiona,
prosząc bez słów, abym się w niego wtuliła.
Jeszcze nikt nigdy nie chciał, abym go
przytuliła albo chociażby dotknęła.
Zastygam w bezruchu, oszołomiona jego
gestem. On nie chce mnie przytulić,
przecież ledwo mnie zna; nie chce mnie pocieszyć, po prostu przeszkadza mu mój
płacz; nie lubi mnie, jest zmuszony ze mną mieszkać, powtarzam w myślach.
A jednak na jego twarzy maluje się
autentyczna troska, i to nie pierwszy raz; jego ramiona naprawdę czekają, aż
będą mogły delikatnie otulić moje ciało. On
naprawdę mnie lubi.
Rzucam mu się na szyję, przewracając
go na plecy, tak, że on leży pode mną. Chcę się odsunąć, zażenowana całą
sytuacją, lecz on bez słowa oplata mnie rękami i nie wypuszcza. Na powrót
wtulam się w jego szyję, a on delikatnie siada, sadzając mnie na swoich
kolanach.
- Lepiej?
– szepcze mi do ucha.
Kiwam głową i uśmiecham się do siebie.
- To dobrze.
Biorę głęboki wdech. Pachnie potem,
tak samo jak moje ubrania, ale czuję też coś słodkiego, coś czego nie potrafię
nazwać. Pierwszy raz w życiu czułam, że ktoś się o mnie troszczy i że choć
trochę obchodzi go moje samopoczucie. Przylgnęłam do niego mocniej, a on
delikatnie pocałował mnie w czubek głowy.
- Fabioooooo! – drzwi do pokoju
otwierają się hukiem, a do środka wpada Maia.
Oboje podskakujemy, przestraszeni jej
wrzaskiem. Spadam z kolan chłopaka, boleśnie uderzając o podłogę. Jęczę i
chwytam rękę, którą on wyciągnął mi na pomoc.
- Nic ci nie jest? – mówi cicho, wciąż
trzymając mnie za rękę.
Kiwam głową i spoglądam na
dziewczynkę, która dzikim wzrokiem studiuje pokój. Wygląda na niesamowicie
przestraszoną – jej włosy są poczochrane, a oczy szeroko otwarte.
- F… Fabio – duka i przenosi swoją
uwagę na mnie. – Mer.
Przyglądam się jej, a kiedy w jej
oczach pojawiają się łzy, szybkim krokiem podchodzę do niej i obejmuję.
- Co się stało? – pyta mój przyjaciel
i staje obok nas.
- O… Okno.
Zostaję z Maią, a chłopak biegnie do
pokoju, lecz wraca po kilku sekundach ze zdumieniem na twarzy.
- Mercedes – mówi. – Powinnaś to
zobaczyć.
---------------------------------------------------------
Woah! Nareszcie spięłam dupę i coś wstawiłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo :D Moje lenistwo nie zna granic - rozdział napisałam jakieś trzy tygodnie temu, a Was męczę i każe czekać :D Buahahahaha Okrutna ja XD
UWAGA! Kochani, mam nowe postanowienie! Rozdziały będę wstawiać, dopiero gdy pod ostatnim postem pojawi się co najmniej 5 komentarzy, nie wliczając w to moich odpowiedzi :) Liczę na Was, a z czasem limit zacznie się powiększać :*
A skoro już tu jestem to zapraszam wszystkich fanów lub nawet nie fanów 5 Seconds of summer na moje fanfiction o Ashtonie Irwinie <3 Wierzę w Was, że tam również pozostawicie po sobie ślad :D
♥♥♥ Czekam na jakiekolwiek ślady Waszej obecności ^^ ♥♥♥