piątek, 29 maja 2015

Naprawdę nie chcę tego robić...

A więc chciałabym zacząć od tego, że naprawdę mi przykro. Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze czyta tego bloga, zagląda tu czasami, czy w ogóle o nim pamięta. Ale czuję się naprawdę źle z tym, że przez tyle czasu nie dawałam znaku życia. Już jakiś czas temu całkowicie straciłam wenę do tego opowiadania i... ludzie! Ostatni raz publikowałam tu w lutym, jestem naprawdę okropna .-. Powinniście mnie spalić na stosie ;-; W każdym razie chciałam Was przeprosić za to, że nic nie publikowałam, ale ostatnio naprawdę mi się nie układa i po prostu nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, a do tego wena gdzieś uciekła... :( Przepraszam. Wiem, że to pewnie nic Wam nie da i, i tak Was to nie obchodzi, ale musiałam to powiedzieć, bo... po prostu tak jest właściwie. I, jeśli ktoś to w ogóle czyta, to pewnie się domyśla, co zamierzam zrobić, bo jest to nieuniknione. 
ZAWIESZAM
Naprawdę nie chcę tego robić, ale muszę. Kompletnie straciłam wenę, nie mam czasu, muszę poprawić mnóstwo ocen... Przepraszam. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę dalej prowadzić ten blog i, czy dokończe historię Mer i Fabio, mam nadzieję że tak. 
Jeśli wciąż chcecie czytać moje opowiadanie to wciąż pisze jedno na wattpadzie, na które wciąż ma wenę i uparłam się, żeby je skończyć.
Jeszcze raz przepraszam.
(To samo robię z resztą blogów, gdzie również pojawi się post o tej treści :( )

sobota, 21 lutego 2015

{5} Morderca morderca morderca



" ...zawsze chciałam wiedzieć, dlaczego ludzie zabijają. Teraz już wiem, że to najpierw ich "zamordowano".
- Barbara Rosiek "Byłam schizofreniczką"

Okno w pokoju Mai jest wybite, a wszędzie dookoła leżą odłamki szkła. Pośród rozbitej szyby leży zakrwawiony nóż z przywiązaną do niego kartką. Głośno przełykam ślinę i podnoszę broń. Odczepiam karteczkę. Aby ujrzeć tekst zawarty w środku, muszę ją rozłożyć, lecz mdli mnie na widok szkarłatu plamiącego prawie cały zwitek papieru. Wiele razy w życiu widziałam krew, ale nigdy aż tak nie bałam się tego czerwonego koloru, niesamowicie dobrze znanego mojej pamięci.
Czyjeś ręce wyjmują mi kartkę z rąk, a ja stoję jak sparaliżowana i patrzę na swoje dłonie. Są czerwone. Są całe czerwone. Po nadgarstkach spływa mi rubinowa ciecz, kapiąc na ziemię i wsiąkając w jasny dywan. W moich dłoniach wciąż tkwi nóż cały zabarwiony krwią, który jeszcze bardziej brudzi moje ręce.
Z mojego gardła wydobywa się wysoki krzyk, a śliska od cieczy broń upada na podłogę, w sam środek plam. Odskakuję do tyłu i czuję jak ktoś łapie mnie za ramiona. Moja pierś szybko unosi się i opada, a ręce drżą. Zauważam, że nie ma na nich, nawet w połowie tyle krwi, ile było przed chwilą.
Wydawało mi się. To wszystko moja wyobraźnia.
- Wszystko dobrze, mia bella – uspokaja mnie Fabio. – To nie twoja krew. Wszystko dobrze.
Omal nie wybucham śmiechem. Doskonale wiem, że to nie moja krew. Nie ma pojęcia dlaczego tak zareagowałam.
Zamykam powieki i obrazy zalewają moją głowę. Człowiek błagający o litość. Nóż. Ludzie biegający dookoła. Alarm nieprzyjemnie drażniący słuch i migające światła. Wszystko to przygniata mnie swoim ciężarem i znika prawie w tym samym momencie, kiedy się pojawia. Nagle wszystko zwalnia, a ja widzę tego samego człowieka, wpadającego na ścianę i rozpaczliwie proszącego o łaskę. Nie ma dokąd uciec. Przed sobą widzę dłonie o smukłych, długich palcach wprawnie trzymających nóż. Zbliżają się coraz bardziej, a gdy po twarzy mężczyzny zaczynają płynąć łzy, napastnik szybkim ruchem wbija nóż w brzuch nieznajomego, aż po samą rękojeść. Przekręca ostrze, aby upewnić się, że mężczyzna nie żyje, po czym brutalnie je wyszarpuje. Ofiara upada, w kałużę swojej własnej krwi.
Otwieram oczy.                          
I ja też upadam.
- Mia bella! – Krzyczy chłopak i rzuca się ku mojemu skulonemu na dywanie ciału.
Cała się trzęsę, a moje zęby nieznośnie szczękają. Morderca morderca morderca.
- Mer! – potrząsa mną.
Gwałtownie nabieram powietrza i podrywam się na nogi. Udaje mi się zrobić tylko kilka kroków i znów przewracam się do tyłu.
Fabio podchodzi do mnie, aby mi pomóc, a ja odsuwam się pod samą ścianę.
- Odejdź – chrypię.
Chłopak zatrzymuje się w pół kroku i spogląda na mnie.
- Mer…
- Odejdź – powtarzam pewniej. Zapomniałam już jak melodyjny i dziewczęcy jest mój głos. Brzmiał bardziej, jakbym była przestraszona niż jakbym mu groziła.
Mimo wszystko Fabio przybliża się jeszcze bardziej.
- Nie podchodź do mnie! – krzyczę, ale on nadal mnie ignoruje i zamiast tego bierze mnie w ramiona. – Puść mnie! – szamoczę się w jego objęciach, ale po chwili się poddaję, czując, że on mnie nie puści. – Nie dotykaj mnie, proszę – szepczę.
Przez chwilę stoimy w ciszy, a ja zauważam, że Maia przygląda nam się z zainteresowaniem.
- Boże, jest taki piękny – mamrocze Fabio w moje włosy.
- C… Co? – dziwię się. On musi dalej mnie przytulać mnie puścić. Nie chcę, aby obejmował mnie za morderstwo; za takie rzeczy nie dostaje się nagród.
Chłopak wzdycha głośno i zakręca sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
- Twój głos – odpowiada z rozmarzeniem, patrząc na moje usta. – Jest cudowny.
Wybucham zduszonym śmiechem, rozbawiona niedorzecznością całej sytuacji.
- Co? – pyta, Fabio, powstrzymując uśmiech.
Kręcę głową i próbuję przestać się głupkowato uśmiechać. Nie wychodzi mi to, ponieważ udało mi się coś powiedzieć, mimo wszystkich ich złudnych zapewnień, dalej mogę mówić.
Przypominam sobie, kiedy pochylali się nade mną i mówili, a blade światło z pojedynczej żarówki na suficie zmuszało moje oczy do zamknięcia, abym nie widziała ich twarzy. Pamiętam, jak zapewniali, że mowa już nigdy nie będzie mi potrzebna, kiedy trafię do świata zmarłych. W tym samym momencie otworzyłam lekko oczy i przede mną błysnęło srebrne ostrze jakiegoś narzędzia. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk…
Otrząsam się z niemiłych wspomnień i od razu poważnieję. Spoglądam na zamyśloną minę chłopaka, bawiącego się zakrwawionym zwitkiem papieru. Wysuwam się z jego objęć.
- Kartka – mówię.
Fabio błyskawicznie rozkłada papier i przez chwilę przygląda się wyrazom. Marszczy brwi, koncentrując się na nabazgranych tam wyrazach.
- Co jest tam napisane? – Maia piszczy z przejęciem.
Chłopak wzdycha. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili kręci głową i podaje wiadomość mi.
- "Wiemy, że tu jesteście, Wybrańcy. Nie ukryjecie się przed nami." – czytam z lekkim wahaniem. – Co to oznacza? – rozglądam się po moich towarzyszach.
- Nie mam zielonego pojęcia. – Maja splata ręce na piersi, mówiąc obojętnym tonem. – Ale pomysł z nożem był bardzo oryginalny – uśmiecha się. – Nie wiem tylko, czy przewidzieli twoją reakcję, czy po prostu im się poszczęściło.
Posyłam jej mordercze spojrzenie, ale ona mnie ignoruje.
- No i wiemy, że musimy się stąd wynosić w cholerę – podsumowuje dziewczynka, a ja unoszę brwi, gdy przeklina. – Nie patrz tak na mnie, tylko się skup – karci mnie.
Przewracam oczami i rzucam spojrzenie na zamyślonego Fabio. Ciekawi mnie o czym tak duma.
- Dziwi mnie ich lekkomyślność – wyznaję.- Gdyby naprawdę mocno im na nas zależało, nie mówiliby nam, że idą. To nie miałoby sensu. – Marszczę brwi, gdy dociera do mnie absurdalność sytuacji.
- Masz rację – odzywa się chłopak. – Ale co jeśli oni zrobili to, żeby nas nastraszyć, a w rzeczywistości liczą na to, że nas stąd wykurzą?
Ups, o tym nie pomyślałam.
Krążę nerwowo po pokoju, zastanawiając się, co moglibyśmy zrobić.
Jeśli  Łowcy rzeczywiście czekają na zewnątrz, to nie ma znaczenia, czy wyjdziemy czy nie. Równie dobrze mogą nas dopaść w środku, jak i na zewnątrz. Ale jeśli ich tu nie ma i mają zamiar przyjść tu kiedy indziej, to ucieczka wydaje się lepszym pomysłem niż czekanie na jakiś cud. A poza tym wydaje się najbezpieczniejsza.
Przystaję i widzę, że przyjaciele gapią się na mnie, jakbym to ja miała rozstrzygnąć, co zrobimy. Spuszczam wzrok, nerwowo skubiąc skrawek t-shirtu.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać – mówię cicho. – Mieszkam tu od trzech lat i zdążyłam pokochać to miejsce. Jest dla mnie domem. – Unoszę oczy, obserwując ich reakcję. Stoją, przyglądając mi się z napięciem i współczuciem, a Fabio nerwowo przygryza wargę. – Ale musimy uciekać. Nie możemy tu zostać, tylko ze względu na moje głupie przywiązanie.
Maia przewraca oczami, ale kiwa głową. Fabio podchodzi do mnie i przyjacielsko obejmuje ramieniem.
- Cieszę się, że się dla nas poświęcasz – szepcze mi do ucha, a robię zirytowaną minę. Nie mam zamiaru się dla niego poświęcać, po prostu ratuję własny tyłek. – To kiedy się wyprowadzamy? – pyta głośniej.
- Teraz.
Dziesięciolatka szeroko otwiera oczy, lecz nic nie mówi. Bierze do ręki swojego misia, którego jej podarowałam i staje gotowa przy drzwiach. Posyłam jej ciepły uśmiech.
- W sumie tylko ty musisz się spakować. – Chłopak zarzuca na ramię worek marynarski i uśmiecha się szeroko. Ma rację. Tylko ja nie jestem gotowa.
Szybkim krokiem wchodzę do pokoju i wrzucam do plecaka kilka najważniejszych rzeczy – mój notatnik, długopis, jakieś ubrania. Po chwili namysłu dorzucam do tego wszystkiego wisiorek, który dostałam od przyjaciółki, zanim zabrali ją, tak samo jak mnie później.
Przesuwam palcem bo miedzianym ptaku z rozłożonymi skrzydłami, jakby ktoś uwiecznił go na tej błyskotce, spoglądając na niebo i zatrzymując go w locie na wieczność. Każda jego część wydaje się tak delikatna i krucha, jakby miała się rozpaść w mojej dłoni. Cienki łańcuszek przelatuje mi przez palce, kiedy lekko poruszam ręką. Zawsze kiedy jest mi smutno, wyjmuję ten wisiorek i przyglądam się tak długo aż mi przejdzie; nie wiem co bym bez niego zrobiła. Nie mogę go tu zostawić.
Ostatni raz rozglądam się po pokoju i kiedy go przeszukuję, moje oczy natrafiają na zeszyt Fabio. Musiał go tu zostawić, po naszej ostatniej rozmowie, brutalnie przerwanej przez Maię. Uśmiecham się pod nosem i podnoszę go z podłogi, wychodząc z pomieszczenia. Jeszcze nam się przyda.
Rzucam mojemu mieszkaniu ostatnie spojrzenie przez ramię, po czym zamykam drzwi, bezgłośnie szepcząc słowa pożegnania. Naprawdę będę za nim tęsknić. Biorę głęboki wdech. Czas, aby ponownie zacząć uciekać.

------------------------------------------------
Wiem, trochę mnie poniosło w tym rozdziale i przez to Mer wyszła na całkowitą psychopatkę :') Ale spójrzcie na to z innej strony... Mercedes wreszcie zaczęła mówić!
Początkowo chciałam spełnić Wasze marzenia i jej pierwsze słowa miały być słowami "Kocham cię" skierowanymi do Fabio, ale potem tak jakoś wyszło, że zaczęła gadać tutaj XD
Chociaż może jeszcze spełnię Wasze marzenia o big love z Fabio... 
Ups... spoiler? XD
Czekam na Wasze komentarze i naprawdę dziękuję za te pod poprzednim postem :* Jesteście cudowni i nie wiem co bym zrobiła gdyby nie Wy <3
PS Założyłam twittera (wreszcie ^^) Tam też możecie się ze mna kontaktować lub mnie obserwować ;) Za każdą obserwację się odwdzięczam <3 >>>>>> @Snoopyjul
PS#2  Zaczęłam pisać moje ff o Ashtonie Irwinie na wattpadzie :3 >>>>> Headscarf love || A. Irwin
A oprócz tego zaczęłam, również na wattpadzie, nowe opowiadanie fantasy, tym razem (moje pierwsze) w narracji trzecioosobowej ^^ >>>>> The lethal love
Mam nadzieję, że zajrzycie na oba :* 

Kocham Was, wiecie o tym ? <3 <3 <3

środa, 11 lutego 2015

{4} Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią.



Rozdział 4
Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią.

" Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać..."
- Carlos Ruiz Zafón "Cień wiatru"

Stajemy w progu pokoju równoległego z moim. Na ścianie naprzeciwko nas znajdują się ogromne okna z widokiem na morze, którego fale obijają się o brzeg, wzburzając białe fale. Po prawej stronie stoi wielkie dwuosobowe łoże, takie samo jak w moim pokoju.  Ściany pomieszczenia pomalowane są na ten sam beżowy kolor, co cały hotel, a na suficie wisi żyrandol podobny do tego w jadalni. W całym pokoju stoją dwie szafy, w których goście mogą schować ubrania, a w lewej ścianie znajdują się drzwi odchodzące do luksusowej łazienki. Ogółem wszystko jest lustrzanym odbiciem mojego mieszkania.
Spoglądam na moich towarzyszy, również studiujących wystrój. Na szczęście Maia nadal nie zapytała, dlaczego nic nie mówię, a jeśli zapyta mogę mieć tylko nadzieję, że Fabio się za mną wstawi.
- Mi to nie wygląda na "wybieranie" pokoju – skarży się dziewczynka. – Daliście mi ten, bez możliwości wyboru, ponieważ uważacie, że jestem "zbyt mała" na mieszkanie dalej. A to wcale nie jest prawda. Mama zawsze mówiła, żeby nie ufać starszym, bo oni tylko kłamią. – buntowniczo splata ramiona i unosi podbródek, nie dając za wygraną. Nie mieści mi się w głowie, jak taka urocza dziewczynka może mieć, tak niewyparzony język.
Wzdycham, delikatnie ujmując jej rączkę i ciągnę ją w głąb pokoju. Musi tu zamieszkać, bo to jedyny sposób, żeby uciec razem z nią, jeśli ktoś zapuści się do tego budynku, co zdarzało się już nie raz. Maia bez słowa skargi rusza za mną i razem siadamy na łóżku. Spoglądam na Fabio, który w mig pojmuje, o co mi chodzi.
- Posłuchaj, principessa – klęka przed nią i studiuje jej twarz, jakby chciał z niej zerwać tą maskę arogancji, którą zasłania się dziewczynka. – Musisz tu mieszkać, bo musimy być wszyscy razem. Żadne z nas nie wybierało pokoju. – tłumaczy. – No, dobra. Większość z nas – mówi zerkając na mnie, a moje usta wykrzywiają się w niewielkim triumfalnym uśmiechu.
Maia patrzy na przemian, to na mnie to na Fabio. Po chwili robi naburmuszoną minę.
- Niech Wam będzie. To jest teraz mój pokój.
Chłopak uśmiecha się i wstaje, strzepując z dżinsów nieistniejący pyłek.
- Świetnie.
Posyłam dziewczynce ostatni uśmiech i wstaję. We dwoje kierujemy się do drzwi, pozostawiając dziesięciolatkę samą w tym ogromnym ciemnym pokoju.
- Mer? – odzywa się za mną cichy głosik.
Przystaję na chwilę, po czym odwracam się z pytaniem wypisanym na twarzy. Maia stoi kilka kroków ode mnie i gapi się w dywan. Nawet stąd widzę, że boi się zadać dręczące ją pytanie.
- Co chciałaś, principessa? – Fabio pojawia się obok mnie.
- Czy… - mała podnosi wzrok i przygląda się mi. – Czy jest tu coś, czym mogłabym się zająć? – wierci butem dziurę w dywanie. – Jakieś zabawki?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem wychodzę z pomieszczenia. Wchodzę do mojego pokoju i rozglądam się chwilę. Kiedyś znalazłam kilka maskotek, przeszukując pokoje obok. Muszą gdzieś tu być. W przebłysku geniuszu, podchodzę do szafy na ubrania i zaglądam na najwyższą półkę. Są. Dwa duże misie – jeden brązowy, a drugi różowy, gapiące się na mnie swoimi czarnymi błyszczącymi oczkami. Uśmiecham się szeroko, wyjmując je z szafy. Maia będzie zachwycona.
Stoję przez chwilę i wpatruję się w szafkę nocną, gdzie schowałam mój zeszyt. Tak bardzo chciałabym teraz krzyknąć do Fabio i dziewczynki, żeby tu przybiegli; podzielić się z nimi moimi wszystkimi odkryciami; powiedzieć gdzie mogą się ukryć; pomóc im. Naprawdę tego chcę. Ale nie mogę, nie mogę im pomóc, przez to co oni mi zrobili. Boję się, co może wypłynąć z moich ust, kiedy się odezwę, a wszystko przez ich głupie eksperymenty.
Wymierzam szafie sfrustrowanego kopniaka i opadam na kolana. Boże, jak ja chciałabym się cofnąć w czasie, żeby to wszystko naprawić. Czuję jak w moich oczach zbierają się łzy; pozwalam im swobodnie spłynąć po policzkach. Mam nadzieję, że jeśli pozwolę im tak płynąć beż końca, to utopię się w nich i nie będę już musiała znosić, tego, że wszystkich zawiodłam.
Spoglądam na misie, na ich uśmiechnięte twarze, które niejednokrotnie pocieszały dzieci i pomagały im w najgorszych momentach; na ich pluszowe łapki, które z czułością obejmowały maluchy, bezgłośnie powtarzając im, że będzie dobrze, żeby przestały płakać.
Nigdy nie miałam misia.
Nikt mnie nigdy nie pocieszał. Nikt nigdy nie powiedział, że mnie kocha, że wszystko będzie dobrze. Najlepsze słowa, które usłyszałam od matki, i które sprawiły mi niewysłowioną radość to były słowa: "Nie boję się ciebie." To był jedyny raz, kiedy ktoś mi to powiedział. Jedyny i ostatni.
Podnoszę głowę, kiedy ktoś wchodzi do pokoju. W drzwiach stoi Fabio, opierając się niedbale o framugę z lekko poirytowanym wyrazem twarzy. Szybko pociągam nosem, aby nie zauważył, że płakałam i wycieram oczy.
- Znalazłaś coś? – pyta. – Mam nadzieję, że tak, bo nie wytrzymam z ta małą ani chwili dłużej.
Wyciągam do niego ręce, podając mu zabawki. Ciekawi mnie, co Maia z nimi zrobi, ale nie mam zamiaru prosić Fabio, żeby ją o to spytał. To jej sprawa.
Chłopak uśmiecha się szeroko i podchodzi do mnie. Modlę się duchu, żeby nie zauważył moich łez, wciąż bez ustanku płynących mi po twarzy. Odwracam głowę, kiedy Fabio znajduje się tuż przy mnie i wpatruję się w ścianę.
Nie patrz na niego, nie patrz na niego, nie patrz na niego.
Słyszę, jak powoli się odwraca, ale nagle zatrzymuje.
- Mer?
Cholera.
Delikatnie kiwam głową, na znak, że słyszałam.
- Wszystko w porządku? – pyta z troską w głosie.
Nie, nic nie jest w porządku. Moi rodzice nie żyją, Łowcy kręcą się po ulicach, a ja nie mogę mówić. Na pewno nie jest w porządku.
Mimo to, kiwam głową.
- Mercedes – mówi ostrzej, a ja zaskoczona odwracam głowę, by na niego spojrzeć.
Wpadłam.
Z powrotem chcę osłonić twarz, ale on łapie mnie mocno za podbródek i taksuje moją twarz od góry do dołu. Pociągam nosem i prostuję plecy, aby wyglądać dumniej.
Jestem żałosna.
- Płakałaś – stwierdza Fabio, a ja przewracam oczami. Punkty za spostrzegawczość.
Odsuwam się od niego i pokazuję podbródkiem, aby zaniósł maskotki dziesięciolatce. Kiwa głową, ale gdy staje w drzwiach, spogląda na mnie, pokazując na mnie palcem.
- Ani mi się rusz. Nie wymigasz się.
Uśmiecham się. Siadam na łóżku i przyglądam się swoim smukłym dłoniom o długich palcach. Jestem ciekawa, czy mogłabym być artystką, gdybym nie była Wybrańcem. Od dziecka uwielbiałam malować, ale nigdy nie było mi dane się wykazać, gdyż zabrano mi kredki w wieku ośmiu lat.
Wzdycham i opadam na poduszki. Nie ma sensu pogrążać się w marzeniach, to niemożliwe, aby spełniły się w tych okolicznościach.
- A więc, co się stało?
Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak przyszedł, więc gdy się odzywa, szeroko otwieram oczy i podskakuję, o mało nie spadając z łóżka. Piorunuję Fabio wzrokiem i siadam naprzeciwko niego. W rękach trzyma zeszyt i ołówek, te same, na których napisałam mu, że wiem kim jest. Głośno wypuszczam powietrze i biorę od niego przedmioty. Po chwili namysłu zaczynam pisać. Oddaję mu z uśmiechem zeszyt.
Zerka na kartkę, na której starannie zanotowałam trzy słowa: Nie twoja sprawa.
- Ha, ha, ha – jego głos ocieka sarkazmem, którego w życiu bym się po nim nie spodziewała. – A teraz na serio. Dlaczego płakałaś?
Wzdycham i wyrywam mu zeszyt.
Nie wolno?
- Nie, jeśli mi nie wytłumaczysz – obrusza się. - Przecież nic o tobie nie wiem; nie mogę nawet podejrzewać co było powodem.
Każdy ma swoje sekrety.
- Mer, ja chcę ci pomóc. Dlaczego mi nie powiesz? Przecież wiesz, że nikomu nie pisnę ani słowa, a żeby naprawdę cię pocieszyć potrzebuję znać choć powód twojego smutku. – Niemalże rozpadam się na kawałki, gdy patrzy na mnie tym smutnym i błagalnym wzrokiem jak na bliską mu osobę, o którą się martwi. Jestem niesamowicie bliska wyznania mu prawdy. – Daj sobie pomóc.
A jeśli ja nie chcę pomocy? Jeśli nie chcę się tym z nikim dzielić i chcę zachować to dla siebie? Co jeśli odwrócisz się, wtedy ode mnie lub stwierdzisz, że nie umiesz mi pomóc, co jest bardzo prawdopodobne, i wrócimy do punktu wyjścia? Nie chcę tego, Fabio. Jest mi dobrze, tak jak jest teraz.
Fabio pociera czoło dłonią i wpatruje się we mnie.
- Ty naprawdę nie masz zamiaru mi tego powiedzieć, prawda? – pyta z lekkim uśmiechem na twarzy.
Nareszcie zrozumiałeś.
- Dobrze – ulega. – Ale daj mi poprawić ci humor, nawet jeśli nie wiem o co chodzi, zgoda? – rozkłada ramiona, prosząc bez słów, abym się w niego wtuliła.
Jeszcze nikt nigdy nie chciał, abym go przytuliła albo chociażby dotknęła.
Zastygam w bezruchu, oszołomiona jego gestem. On nie chce mnie przytulić, przecież ledwo mnie zna; nie chce mnie pocieszyć, po prostu przeszkadza mu mój płacz; nie lubi mnie, jest zmuszony ze mną mieszkać, powtarzam w myślach.
A jednak na jego twarzy maluje się autentyczna troska, i to nie pierwszy raz; jego ramiona naprawdę czekają, aż będą mogły delikatnie otulić moje ciało.              On naprawdę mnie lubi.
Rzucam mu się na szyję, przewracając go na plecy, tak, że on leży pode mną. Chcę się odsunąć, zażenowana całą sytuacją, lecz on bez słowa oplata mnie rękami i nie wypuszcza. Na powrót wtulam się w jego szyję, a on delikatnie siada, sadzając mnie na swoich kolanach.
- Lepiej? – szepcze mi do ucha.                              
Kiwam głową i uśmiecham się do siebie.
- To dobrze.
Biorę głęboki wdech. Pachnie potem, tak samo jak moje ubrania, ale czuję też coś słodkiego, coś czego nie potrafię nazwać. Pierwszy raz w życiu czułam, że ktoś się o mnie troszczy i że choć trochę obchodzi go moje samopoczucie. Przylgnęłam do niego mocniej, a on delikatnie pocałował mnie w czubek głowy.
- Fabioooooo! – drzwi do pokoju otwierają się hukiem, a do środka wpada Maia.
Oboje podskakujemy, przestraszeni jej wrzaskiem. Spadam z kolan chłopaka, boleśnie uderzając o podłogę. Jęczę i chwytam rękę, którą on wyciągnął mi na pomoc.
- Nic ci nie jest? – mówi cicho, wciąż trzymając mnie za rękę.
Kiwam głową i spoglądam na dziewczynkę, która dzikim wzrokiem studiuje pokój. Wygląda na niesamowicie przestraszoną – jej włosy są poczochrane, a oczy szeroko otwarte.
- F… Fabio – duka i przenosi swoją uwagę na mnie. – Mer.
Przyglądam się jej, a kiedy w jej oczach pojawiają się łzy, szybkim krokiem podchodzę do niej i obejmuję.
- Co się stało? – pyta mój przyjaciel i staje obok nas.
- O… Okno.
Zostaję z Maią, a chłopak biegnie do pokoju, lecz wraca po kilku sekundach ze zdumieniem na twarzy.
- Mercedes – mówi. – Powinnaś to zobaczyć.

---------------------------------------------------------
Woah! Nareszcie spięłam dupę i coś wstawiłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo :D Moje lenistwo nie zna granic - rozdział napisałam jakieś trzy tygodnie temu, a Was męczę i każe czekać :D Buahahahaha Okrutna ja XD
UWAGA! Kochani, mam nowe postanowienie! Rozdziały będę wstawiać, dopiero gdy pod ostatnim postem pojawi się co najmniej 5 komentarzy, nie wliczając w to moich odpowiedzi :) Liczę na Was, a z czasem limit zacznie się powiększać :* 
A skoro już tu jestem to zapraszam wszystkich fanów lub nawet nie fanów 5 Seconds of summer na moje fanfiction o Ashtonie Irwinie <3 Wierzę w Was, że tam również pozostawicie po sobie ślad :D  
♥♥♥ Czekam na jakiekolwiek ślady Waszej obecności ^^ ♥♥♥

czwartek, 29 stycznia 2015

{3} Proszę cię, nie płacz



Rozdział 3
Proszę cię, nie płacz

"- Płakałeś?
- R o n i ł e m łzy. Nie płakałem."
- Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz"

Powoli wysuwam stopy z pod kołdry i uderza mnie przeraźliwe zimno, więc błyskawicznie je cofam. Kompletnie zapomniałam, że jednym z powodów dla których wybrałam pokój, w którym aktualnie mieszkałam, było to, że jakimś cudem działało tam ogrzewanie. Ponownie podejmuję próbę wstania, ryzykując szokiem termicznym, ale raczej mało mnie to obchodzi. Szybkim ruchem zrywam materiał i wstaję zanim mi się odwidzi. Otrząsam się lekko, aby do moich kończyn napłynęła krew, dzięki czemu z powrotem będę mogła funkcjonować. Po kilku sekundach wychodzę z pokoju i rozglądam się.
Prawdopodobnie jest środek nocy, na co wskazują panujące w budynku ciemności, ale nie miałam odwagi wyjść wcześniej, żeby stawić czoło chłopakowi lub, co gorsza, samotności. Pewnym siebie krokiem (na tyle ile to możliwe na boso, w samych dżinsach i t-shircie) ruszam przez korytarz na próżno szukając drzwi jadalni, które podpowiedziałyby mi, którędy pójść dalej. Przeklinam się za to, że przez te trzy lata byłam tak tchórzliwa i leniwa, że nawet nie pomyślałam o tym, aby dokładniej zwiedzić hotel, właśnie na taki wypadek.
Po kilkunastu minutach włóczenia się po ciemnych schodach i korytarzach, siadam zrezygnowana pod ścianą. Wsuwam palce pomiędzy moje czarne kosmyki i zamykam oczy. Jest mi zimno, głupio, za to że zgubiłam się we własnym "domu", a do tego koszmarnie boję się ciemności. Jestem ciekawa, jak musiałabym wyglądać teraz w oczach Fabio.
- Mer!
Podskakuję kiedy głośny krzyk rozrywa otaczającą mnie ciszę. Patrzę zaskoczona w stronę źródła głosu, ale wokół jest tak ciemno, że ledwo widzę własną dłoń. Przecież to niemożliwe, żeby on tu został i do tego mnie szukał.
- Mer! Jesteś tu?! – ponownie rozlega się jego głos. A jednak.
Zrywam się na nogi i kieruję, jak mi się wydaje, w stronę chłopaka.
- Mer! Przepraszam! – jego krzyki są coraz głośniejsze, a ja właśnie w tej chwili uświadamiam sobie, że nie mam jak mu odpowiedzieć i prawdopodobnie mnie minie. W oczach zbierają mi się łzy, a z mojego gardła wydobywa się szloch, którego nie słyszałam równie długo jak i śmiechu.
I wtedy zdaję sobie sprawę, że przecież on mnie usłyszy. Usłyszy mój szloch. Zaczynają się ze mnie wydobywać coraz to głośniejsze jęki, a z oczu płyną mi coraz większe – i naprawdę szczere – łzy. Cały czas myślę, że on mógł gdzieś pójść i wcale mnie nie usłyszy, a ja przesiedzę tu całą noc, aż się przeziębię.
- Mercedes? – jego spanikowany i zatroskany głos jest tuż przy mnie, najwyżej kilka metrów dalej. Tym razem wydobywa się ze mnie szloch szczęścia. Jest tutaj, nie odszedł.
Wybucham obłąkańczym śmiechem i słyszę jęk zachwytu tuż przy moim uchu.
- Proszę cię, nie płacz – w jego głosie jest wyraźne błaganie więc wycieram policzki. - Znalazłem cię – szepcze i obejmuje opiekuńczo, tak jak powinien zrobić rodzic, kiedy jego dziecko potrzebuje pocieszenia. – Myślałem, że uciekłaś. – Wyznaje. – Chciałem cię iść szukać na tym zimnie, ale stwierdziłem, że to bezsensu jeśli nie poszukam cię tu. – Czuję jak jego pierś trzęsie się od śmiechu. – I znalazłem.
Kręcę głową z niedowierzaniem i odsuwam się od niego. Nerwowo rozglądam się po korytarzu, marszcząc brwi. Jak ja nie cierpię takich sytuacji – próbuję być pewna siebie, ale w rzeczywistości jestem zagubiona i nie dam sobie rady bez jego pomocy. Przygryzam wargę i rzucam Fabio krótkie spojrzenie. Jak bardzo chciałabym się teraz odezwać.
- Zgubiłaś się, co? – jego zęby błyskają bielą w otaczającej nas ciemności, a na mojej twarzy pojawia się grymas. Doskonale wiem, że się zgubiłam i nie musi mi tego wypominać. – Proszę za mną, mio caro – uśmiecha się do mnie zalotnie, podając mi ramię. Rzucam mu pytające spojrzenie, bo ten obcy język brzmi w jego ustach niesamowicie naturalnie. – Jestem Włochem – tłumaczy. – "Mio caro" to znaczy moja droga.
Patrzę na niego, mrużąc oczy, po czym wzruszam ramionami. Teraz już wiem, skąd ma to "egzotyczne" imię. Biorę go pod ramię, widząc, że nie ma zamiaru go opuścić i pozwalam mu się prowadzić.

***

Spoglądam na nasze złączone ramiona i przez chwilę dziwi mnie jak ufna jest ta zamknięta w sobie dziewczyna. Z drugiej strony, nie przeszkadza mi jej małomówność, ponieważ wreszcie, po czterech latach włóczenia się po ulicy, znalazłem miejsce, w którym mógłbym mieszkać, nie będąc przy tym sam. Czasami sam zastanawiam się, dlaczego nie zwariowałem ani dlaczego wciąż jestem pogodny. To naprawdę potrafi być wkurzające.
Nagle ktoś ciągnie mnie za rękaw, a ja dopiero po kilku sekundach orientuję się, że to Mer. Nadal nie przyzwyczaiłem się do towarzystwa. Patrzę w jej duże szare oczy, z których można tak wiele wyczytać. Może i się nie odzywa, ale mimo to jej oczy są jak otwarta księga, z której mogę wyłowić każde niewypowiedziane słowo. Teraz w jej źrenicach czai się pytanie.
- Zaraz dojdziemy – szepczę, bo mam dziwne przeczucie, iż nie powinienem niszczyć tej otulającej nas ciszy. Mer kiwa głową i z powrotem kieruje wzrok przed siebie.
Żałuję, że byłem takim idiotą i ją pocałowałem. Może wtedy by nie uciekła i nadal się ze mną porozumiewała. I wciąż mógłbym usłyszeć jej śmiech.
Wzdycham głośno, kiedy wokół nas rozlega się okropny trzask zamykanych drzwi. Oboje rzucamy się w kierunku wyjścia, sprawdzając co się dzieje, ale za nim tam docieramy, wpada na nas jakaś niewielka postać i uderza głową w mój brzuch. Z gardła - jak już zdążyłem zauważyć - małej dziewczynki wydobywa się cichy pisk. Szybko zakrywam jej jedną ręką buzię, a drugą obejmuję przyciągam do siebie Mer i dziewczynkę. Mam dziwne przeczucie, że ta mała ucieka przed Łowcami.
- Ćśśś – nakazuję i dziewczyna natychmiast milknie.
Ponownie rozlega się głuchy trzask otwieranych drzwi i słyszymy jakieś wrzaski. Czuję jak mała wstrzymuje powietrze, więc mocniej ją obejmuję. Nagle wrzaski cichną, a po holu roznosi się echo zamykanych drzwi. Jeszcze chwilę stoimy w bezruchu, a potem, jak na zawołanie, wszyscy wypuszczamy powietrze.
- Puszczaj mnie, zboczeńcu! – piskliwy głos dziewczynki odbija się echem od pustych ścian. Wypuszczam małą z objęć i kucam, nasze oczy znajdują się teraz na tej samej wysokości.
- Spokojnie, principessa – mówię. Czasami, nawet nie zdaję sobie sprawy, że wplatam włoski do swoich wypowiedzi. Tym razem też dopiero po chwili, zrozumiałem, że powiedziałem do niej księżniczko, nie po angielsku, ale po włosku.
Księżniczka patrzy na mnie nieufnie, a po chwili przenosi wzrok na Mer, która uśmiecha się do niej łagodnie. Ma piękny uśmiech, ale była tak odosobniona, że chyba nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Kim jesteście? – pyta dziewczynka spokojniej.
- Jestem Fabio – przedstawiam się i spoglądam z ukosa na Mercedes. – A to jest Mer. A ty?
Dziewczynka kiwa głową, ale nadal waha się, czy może nam ufać.
- Maia – wydusza z siebie w końcu. – Jestem Maia – powtarza tym razem pewniej, jakby utwierdzała się w przekonaniu, że tak ma na imię.
- A więc co tu robisz, Maiu?
Splata ręce na piersi i patrzy na mnie buntowniczo. Wygląda zabawnie, kiedy robi taką minę, kontrastującą z jej jasnymi blond włosami i brązowymi oczami.
- Mam dziesięć lat – odzywa się. – Naprawdę nie musisz się do mnie zwracać jak do małego dziecka. – W jej głosie pobrzmiewa prawdziwa uraza.
Uśmiecham się do niej. Już zapomniałem jakie przekonanie mają o sobie dzieci, a tym bardziej takie, które są zdane na siebie.
- Oczywiście, jesteś już prawie dorosła. Przepraszam, principessa.
- Co to znaczy? – pyta z błyskiem w oczach. – To… prin… coś tam?
- Principessa? – dziwię się, a ona kiwa głową. – Księżniczko. "Przepraszam, księżniczko."
Maia wydaje się zadowolona z takiej odpowiedzi, bo pierwszy raz dostrzegam na jej twarzy cień uśmiechu.
- Co… – patrzy to na mnie, to na Mer – wy tutaj robicie?
- Mieszkamy – odpowiadam. – Ukrywamy się. A z tego co widzę, ty też musisz się ukrywać, prawda?
Potwierdza szybkim i nieśmiałym skinięciem. Wstaję z uśmiechem na twarzy, otrzepuję spodnie i jedną rękę podaję Mer, która od razu kurczowo łapie się mnie, jak koła ratunkowego, a drugą Mai, której niewielka dłoń niechętnie wsuwa się w moją.
- Chodź, wybierzesz sobie pokój – rzucam w kierunku dziewczynki, a na jej twarzy pojawia się prawdziwy szczery uśmiech, jakiego od dawna nie widziałem u nikogo oprócz siebie. Tym razem naprawdę nie jestem sam. 

------------------------------------------------------

Niestety dość krótki rozdział, ale nie chciałam za bardzo mieszać :/ Obiecuję, że kolejne będą dłuższe :*